Menu

Gwiazda. Lee Enfield z gwiazdką.

27 kwietnia, 2019 - Kącik kolekcjonera
Gwiazda. Lee Enfield z  gwiazdką.

Kolekcjonerstwo broni to nie tylko piękne pamiątki minionych lat, to przede wszystkim ogrom wiedzy. Najlepiej świadczy o tym ten karabin. Ja bym nawet nie zwrócił na niego uwagi, ot kolejny Lee Enfield. Na szczęście pewien kolekcjoner wiedział na co patrzy i pozwolił mi udostępnić zarówno swoje zdjęcia jak i tekst. Dziękuję Panu, Panie B…

Lee Enfield SMLE No.1 Mk.III* – znaczy taki z „gwiazdką”. Karabin „prawie idealny” – tak użytkowo jak i – w tym przypadku – kolekcjonersko. No ale po kolei. No.1 Mk.III* to oznaczenie uproszczonej nieco wersji karabinu SMLE No.1 Mk.III, powstałej w związku z ogromnymi potrzebami Armii Brytyjskiej podczas I wojny światowej. Modyfikacje były nieco kosmetyczne, ale i tak summa summarum pozwoliły na przyspieszenie wytwarzania. Zrezygnowano np. z charakterystycznego „wynalazku” jakim był oddzielacz magazynka. W normalnych warunkach wojsko miało ładować pojedynczo, starannie celować i strzelać. Magazynek był „aktywowany” w sytuacjach krytycznych, tylko i wyłącznie na rozkaz dowódcy. Wojna szybko zweryfikowała sensowność tego rozwiązania i oddzielacz w formie obrotowej płytki przeszedł (chwilowo) do historii. 

Nie to stanowi jednak o wartości prezentowanego egzemplarza. Otóż jest to jeden z najrzadszych brytyjskich pierwszowojennych Enfieldów. Wytworzony w ramach tzw. „peddled scheme” w ilości raptem jakieś 275 tys. sztuk. Produkowany tylko przez dwa lata (1916 – 1918). Karabin na zdjęciu wyszedł z fabryki wiosną 1918 roku – na pewno przed czerwcem. Dlaczego przed czerwcem? Otóż odpowiadająca za koordynację programu „peddled scheme”, firma Standard Small Arms, mówiąc kolokwialnie „nie dała rady”. W związku z czym została na początku czerwca 1918 roku przejęta przez Rząd Jego Królewskiej Mości, znacjonalizowana i przemianowana na National Rifle Factory No.1.

Czym był ów tajemniczy „peddled scheme”? Otóż pierwszym brytyjskim programem rozczłonkowania produkcji zbrojeniowej na małych podwykonawców. Coś co fantastycznie sprawdziło się dwadzieścia lat później niestety nie wypaliło podczas pierwszej wojny. Ale trochę tych karabinów powstało. Wspomniana firma Standard Small Arms miała koordynować produkcję – zarówno własną (komory zamkowe) jak i podwykonawców, kompletować części i wysyłać na ostateczny montaż do Royal Small Arms Factory w Enfield.

Przedstawiony na zdjęciach karabin to właśnie taki „fabryczny składak” w którym wszystko jest „prawidłową nieprawidłowością” – od „zaślepki” na kolbie w miejscu mosiężnej tarczki (tylko wiosna 1918 roku!), poprzez naprawę drewna osady pod rączką zamkową – również wykonaną fabrycznie – opisuje to zarówno Skennerton jaki i Stratton – w drugiej połowie I wojny były ogromne problemy z wysokiej jakości drewnem orzechowym i do produkcji puszczano coraz gorszy materiał. Jeżeli drewno miało sęki, pęknięcia itp. – po prostu wycinano je w fabryce i wklejano wzmocnienie. Dodatkowy bonus – oryginalna lufa w stanie lustro.

A w komplecie jeszcze olejarka z epoki, tzw. pull-through czyli wycior sznurkowy – i pierwszowojenny skórzany pas nośny – taki śmieszny, z rzemyczkami 😉 A użytkowo – diabelnie celny, prosty – mechanizm kurkowy to konstrukcja na poziomie przedszkolaka, zamek – jakieś 5 części…. i ten brytyjski wynalazek oddzielonej kolby – umożliwiło to produkcję kolb w trzech różnych długościach – w jednostkach dobierano długość do żołnierza – i jazda na front. Stąd czasem różnice w kolorach drewna – kolba – osada. O czym zapomniałem?  A… w przeciwieństwie do „równolatków” z epoki – ładowało się za jednym razem 10 nabojów. I nad brytyjskimi okopami rozlegał się charakterystyczny grzechot do złudzenia kojarzący się Niemcom z odgłosem karabinów maszynowych… ale to inna historia.

Podziel się ze mną swoją opinią.