
Wspominałem, że mój syn był na swoich pierwszych zawodach? Wspominałem na facebookowym profilu Rozkmin. Wypada więc zdać krótką relację jak nam poszło i gdzie byliśmy. W końcu to nie byle jakie wydarzenie dla 14-latka, u którego w klasie koledzy chwalą się, że dotknęli prawdziwy pistolet.

Wiem, że na zawodach strzeleckich bywają młodsi zawodnicy niż On, szczególnie na tych statycznych, tarczowych, jednak nigdy nie namawiałem swoich dzieci do strzelania. Jedyne czego od nich oczekiwałem to jednej wizyty na strzelnicy, ot tak żeby wiedzieli, że broń to nie zabawka, nauczyli się podstaw bezpieczeństwa jej obsługi i wiedzieli z czym to się je. Starszemu synowi ta jedna wizyta wystarczyła, choć twierdzi, że było ciekawie i fajne, to nie zamierza kontynuować tej przygody. Strzelectwo nie interesuje go zupełnie. Młodszy jednak złapał bakcyla. Jednak też nie od razu, drugi raz poszedł ze mną na strzelnicę dopiero po roku. Nie namawiałem ich obu do kolejnej wizyty, wychodząc z założenia, że z niewolnika nie ma pracownika. Nie na tym to ma polegać żeby dzieciak strzelał tylko dlatego aby ojcu nie robić przykrości.
Ale nie o tym chciałem. Młodszy z synów, właśnie zaliczył pierwsze zawody. Strzelał wyłącznie pistolet sportowy, bo to Mu sprawia największa przyjemność. Oczywiście nerwy nieco go zjadły, jak to na pierwszym strzelaniu gdzie chodzi o coś więcej niż narobienie huku i smrodu. Jednak postawiony sobie cel minimum osiągnął. Nie był ostatni i to pomimo tego, że zawody nie zaliczały się do zbyt mocno obłożonych zawodnikami. Zajął 20 miejsce na 21 uczestników. Strzelał oczywiście z mojego Browninga FN 150. Dla mnie bomba.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego cieszę się z przedostatniego miejsca? Cieszę się bo chłopak odważył się wziąć udział w zawodach, co w przypadku dzisiejszej młodzieży nie jest tak oczywiste jak się zdaje. W dodatku zawody były obsadzone wyłącznie przez dorosłych, syn był jedynym małoletnim w stawce. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że nie była to duża impreza, pewnie przy 100 czy 200 uczestnikach byłby dalej od ostatniego miejsca. Jednak najważniejsze, że nie spanikował przy zacięciu a właściwie niewypale. Oczywiście cały czas nad nim stałem, jak tego wymaga regulamin, ale zachował się spokojnie sam z siebie. No co? Dumny jestem z chłopaka. Obaj też wyciągnęliśmy pewne wnioski z tych zawodów. Trzeba wziąć się za treningi, a nie tylko radośnie przerabiać papier na sitko.
Pora napisać coś o miejscu gdzie stanęliśmy w szranki. Zawody odbyły się na strzelnicy Snajper we Włostach Olszance, to raptem 5 km od miejsca gdzie pomieszkujemy. Obiekt jest nowiutki bo otwarty na początku 2018 roku. Kryta strzelnica z pięcioma 25 metrowymi osiami ze świetną wentylacją, i dużymi pomieszczeniami administracyjno-konferencyjnymi. Bardzo przyjemne miejsce i do tego, póki co, niezbyt oblegane, więc nie bywa problemów ze znalezieniem wolnej osi. Zresztą nawet gdyby były to zawsze miło jest porozmawiać z obsługa lub właścicielem. Bardzo mili i otwarci ludzie. Czego chcieć więcej? Chyba tylko dłuższych osi w pobliżu.

Oczywiście przy strzelnicy funkcjonuje też klub strzelectwa sportowego o tej samej nazwie. Na razie raczkujący nieposiadający wielkiej ilości członków. Jednak już odbyły się w nim pierwsze egzaminy na patent strzelecki zaś zawody organizowane są przynajmniej raz w miesiącu, czasem dwa razy. Jak już wspomniałem, na zawodach nie ma zbyt wielu uczestników co w sumie trochę mnie martwi. Z jednej strony szybko można odstrzelić wszystkie konkurencje, bo brak jest kolejek, jednak z drugiej, lubię w takich miejscach spotykać nowych ludzi a przy małej ilości zawodników przewijają się ciągle te same twarze. Pewnie będzie się to zmieniało wraz ze zwiększeniem liczebności klubu jednak trochę smutno kiedy na naprawdę dobrze zorganizowane zawody przychodzi raptem 20-30 osób.

W każdym razie trzymam za nich kciuki i zapraszam Was jeśli będziecie w pobliżu. Może będzie okazja się spotkać? Następnym razem chyba pora „obsmarować” mój macierzysty klub.